
Kiedy ktoś pyta dlaczego wybrałam Boliwię odpowiadam, że to nie ja ją wybrałam, to Boliwia wybrała mnie. Kiedy kilka lat temu w mojej głowie narodził się pomysł wyjazdu na misje, myślałam o Afryce, uważałam, że jest to miejsce, w którym najbardziej będę mogła pomóc. Stało się jednak inaczej. We wrześniu 2014 roku wyruszyłam na moją dwuletnią „przygodę” do Ameryki Południowej. O samej Boliwii nie wiedziałam zbyt wiele, nie chciałam czytać, rozmyślać, nastawiać się. Chciałam mieć wolną głowę od uprzedzeń i różnych informacji.
Pomoc misyjna w krajach najbiedniejszych
Przeważnie kiedy słyszymy o misjonarzach myślimy o księżach czy zakonnicach, pracujących wśród biedoty Afryki. Jednak na świecie pracuje bardzo wielu misjonarzy świeckich, którzy część swojego życia chcą poświęcić innym. W 2012 roku podjęłam decyzję, że właśnie to chciałabym zrobić – część swojego życia spędzić pracując z ludźmi, którzy potrzebują pomocy. Oczywiście mogłam to zrobić w Polsce, ale wewnętrznie czułam, że powinnam zrobić to na 100% i wyjechać do kraju w którym będę bardziej potrzebna. W sierpniu 2013 skończyłam pracę dla pewnej międzynarodowej firmy, skończyłam drugi kierunek studiów i pojechałam do Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie przygotowywać się do wyjazdu na misje zarówno pod kątem języka jak i odmiennej kultury.

Boliwijskie niespodzianki
Gorąc, upał czyli jak to w tropiku
W regionie w którym mieszkałam największych zaskoczeniem był klimat – tropikalny, upał, ogromna wilgotność i wszędzie insekty. Czy da się tak żyć, pewnie że tak. Po miesiącu przestałam zwracać uwagę na robaki czy pająki, a jaszczurki które mieszkały w moim mieszkaniu dostały nawet imiona. Gorący klimat miał jednak wiele plusów – niesamowite owoce, dostępne cały rok, tylko 2 tygodnie „zimy” w ciągu roku (temperatura wtedy spadała do 15 stopni). Poznałam egzotyczne rośliny i owoce, które w tym regionie rosną w bardzo dużych ilościach.

Praca
Moje zadanie w Boliwii zostało jasno określone. Pracowałam przy rozliczaniu międzynarodowych projektów, które wspierały miejscową ludność poprzez budowanie szkół, kościołów, szpitali itp. Ponadto zaangażowałam się dość mocno w prowadzenie zajęć dla dzieciaków mieszkających w Concepcion oraz w okolicznych wioskach. Prowadziłam dla nich zajęcia szkolne, organizowałam tak zwany czas wolny.

Ludzie
Ludzie w Boliwii, szczególnie na wioskach są początkowo zamknięci w sobie, nie ufają nowym, białym. Jednak kiedy już poznają osobę traktują ją jak członka rodziny. Pomimo braku wykształcenia, które w Boliwii jest trudnodostępne, ludzie są mądrzy życiowo. To co najbardziej mnie chyba zachwyciło w mieszkańcach tego niesamowitego kraju to pozytywne podejście. Wyjeżdżając na misję, nie spodziewałam się aż takiej biedy , są szczęśliwi tym co mają, maja zupełnie inne nastawienie do życia, cieszą się z wszystkiego i uważają, że zawsze mogłoby być gorzej, więc doceniają każdą chwilą.

Podróże
Wyjazd do Boliwii był również okazją by zobaczyć coś więcej poza regionem w którym mieszkałam. Codzienne podróżowałam motocyklem zarówno po okolicznych wioskach, do większego miasta, czy do znajomych misjonarzy. Jednak najlepiej wspominam podróż, którą mogłam przeżyć z Anią, która odwiedziła mnie i spędziła ze mną prawie 3 tygodnie. Niejednokrotnie w domu żartowaliśmy, że Ania przyjechała sprawdzić czy jakoś sobie radzę i czy nie jem robaków ☺ A tak serio było to świetny czas, podczas którego odwiedziłyśmy nie tylko największe atrakcje Boliwii, jak Salar de Uyuni, La Paz, Concepcion, ale też spełniłyśmy nasze wspólne marzenie – zobaczyć Machu Pichu w Peru. Ta nasza podróż pozwoliła nam spędzić ze sobą masę czasu, przegadać wiele spraw małych i dużych, ale co najlepsze pokazała nam że możemy być nie tylko siostrami ale też i przyjaciółkami.



Czego nauczył mnie wyjazd do Boliwii
Boliwia zmieniła moje podejście do życia, do ludzi, do rzeczy niematerialnych i materialnych. Dzisiaj do każdego człowieka staram się podchodzić w indywidualny sposób, staram się nie oceniać, więcej słuchać, mniej mówić. Nie spieszę się tak jak wcześniej, żyję mniej z zegarkiem w ręce. Do rzeczy materialnych poniekąd musiałam zmienić podejście - w Boliwii mój komputer uległ zniszczeniu, telefon miał wypadek, a aparat przestał działać od wilgoci :) Dziś wiem, że są pomocne w życiu, jednak da się bez nich po prostu żyć. Zrozumiałam jak wiele może dobrego uczynić kupno przeze mnie jakichś własnoręcznie zrobionych przez lokalnych ludzi przedmiotów. Zrozumiałam, że jeśli młody człowiek nauczy się zarabiać pewne pieniądze wytwarzając i sprzedając np. własnoręcznie stworzone wyroby z drewna, juty, kawy czy innych rzeczy, to nie tylko będzie miał pieniądze na utrzymanie, ale będzie czuł się potrzebny, być może uchronię go przed “złą drogą”.

Joanna Śliwińska, 15 marzec 2019